- Mów co chcesz. - odpowiedziałam, biegnąc nadal na bieżni. Mimo tony deodorantu, byłam cała spocona i zmęczona. W końcu zeszłam z bieżni i poszłam na coś mocniejszego. Mianowicie na sztangę. Położyłam się na przed sztangą, nie była ona zbyt ciężka. Nie zamierzałam przekraczać swoich możliwości. Ważyła zaledwie jakieś 10 kg. Uniosłam ją bezproblemowo, i podnosiłam w górę i w dół jeszcze kilkanaście razy. W końcu postanowiłam pójść na coś mocniejszego. 15 kg. Również bez problemu. 25 kg. Większy kąsek do zgryzienia, jednak przy dużych chęciach mi się to udało, lecz z trudem. Postanowiłam nie brnąć w to dalej, ale sprawdzić się na tym. Minęło jakieś pół godziny. W końcu odstawiłam sztangę i podeszłam do chłopaka, nadal bijącego worek treningowy. Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę, kiedy przestał już trenować i zrobił sobie przerwę na papierosa.
- Nie znudziło ci się to? - zaśmiałam się. Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- Nie, a co mi się miało znudzić? - zapytał, a uśmiech nie znikał z jego twarzy. Również się uśmiechnęłam.
- Bo wiesz, wypadałoby już iść. Wypocę się do reszty. - zaśmiałam się, a Dylan razem ze mną.
- Okej. W sumie ja też będę szedł. - powiedział, zakładając kurtkę.
- Spotkamy się jutro? - zapytałam, gdy wychodziliśmy z siłowni. Chłopak przeniósł swoje spojrzenie na mnie.
- Może. - uśmiechnął się tajemniczo i poszedł w przeciwną stronę. Ja również poszłam do domu.
Dylan?