Od Agnes cd. Szymona

Wstałam baaardzo wcześnie. Musiałam pójść wcześniej do pracy, by nadrobić ten czas, podczas którego mnie nie było. Podobno szef zatrudnił kogoś nowego. Byłam ciekawa, kto to może być. Jedno wiedziałam na pewno- nie rozpoznam tej osoby. Mam tylko paru znajomych, tsa, muszę znaleźć sobie ich więcej... Mortem zaszczekała radośnie i przebiegła tuż przede mną, zatrzymując się przy drzwiach.
-Mordzia, niestety nie możesz iść ze mną- powiedziałam smutno. Nie tylko ona miała teraz ochotę na długi spacer. Szczerze, to raczej wolałabym teraz pobiegać po lesie, czy zrobić coś podobnego. Często szukałam w nich jakichkolwiek oznak życia, jednak mogłam zauważyć tylko przebiegające w popłochu zwierzęta. Raz nawet widziałam dzika, ale ten zdawał się nie być świadomy mojej obecności i po prostu przemknął przez labirynt drzew. Ubrana w jeden z moich ulubionych kompletów zarzuciłam mój plecak na ramię, po czym pożegnałam się z Mortem i wyszłam z mieszkania.

 Do pracy dotarłam w parę minut, w końcu to było tylko parę kroków dalej, musiałam jedynie przejść przez ulicę... Wchodząc do środka zauważyłam jakiegoś nieznajomego mi chłopaka.
-Witaj, jesteś tu nowy, no nie?- Spytałam z szerokim uśmiechem. Chłopak niepewnie pokiwał głową na znak potwierdzenia.
-Jestem Agnes, a ty?
-Bobby, miło mi- powiedział i także się uśmiechnął. Po pewnym czasie przyszedł nasz szef i oznajmił, że obsługuję klientów, a Bobby robi resztę. Mówiąc to miał na myśli, że stoję za kasą tylko wtedy, gdy zjawi się jakiś klient, a przez pozostały czas mam mu pomagać, a po skończonej pracy możemy poleniuchować.
(...)
Szłam z Mortem u boku. Przez cały czas była pobudzona, co wcale mnie nie dziwiło- uwielbiała spacery po lesie. Z resztą tak, jak ja. Była na odpiętej smyczy. Nie musiałam się obawiać, że mi ucieknie. W każdym razie, gdyby pognała za jakimś zwierzem, szybko by wróciła na moje wezwania. Zawsze tak było. Po pewnym czasie biegłyśmy szaleńczo, a ja śmiałam się głośno. W końcu byłam bardzo zmęczona, więc przycupnęłam obok najbliższego drzewa i wsłuchiwałam się w ciszę, co chwilę przerywaną ciężko oddychającą Mortem. Nagle usłyszałam trzask gałęzi. Przestraszyłam się nie na żarty, jednak szybko poczułam ulgę. Zdziwiona spoglądałam na Szymona zmierzającego ku nam.
(Szymon?)