Pierwszy dzień w nowym miejscu.. Obudziłem się dość późno. Przez okno wpadały promoenie słońca, świecąc mi prosto w twarz. Skrzywiłem się i jęknąłem. Kompletnie nie miałem ochoty wstawać wiedząc że dni będą trudne, nieznane mi miasto. Przewróciłem się na drugi bok, a przez przymknięte oczy obserwowałem coś co wisiało na ścianie. Uśmiechnąłem się. Łuki... odrazu dostałem olśnienia i wiedziałęm co będę dziś robić. . pojadę do El Atamana.. Dało mi to motywację do zwalenia się z łóżka, szczególnie, że już dawno nie byłem w terenie. Ubrałem się i zaczełem przygotowywać śniadanie. Masło, chleb, kiełbasa....Kanapka z szynką zjedzona w dwóch ugryzieniach oraz kawa, którą się delektowałem przez jakieś 15 minut. Przygotowałem strzały i założyłem łuk na ramię. Niechętnie wynurzyłem nos zza drzwi, nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Nie wiem, chyba była dwunasta i wszyscy byli w pracy. Wsiadłem w samochód i pojechałem w już znane mi miejsce - do stadniny.
- Hej mały - cmoknełęm na rżącego z poruszenia, ogiera. Koń zaczął ruszać łbem i się prężyć. Uśmiechnełem się. Wyprowadziłem Atamana z boksu i osiodłałem. Wyruszyliśmy w teren. Po krótkim galopie miedzydrożami zwoliliśmy, wypatrzyłem coś ruszającego się w krzakach,dałem znak Atmanowi by był cicho.. i kazałem mu iść. Byłem skupiony, pełny koncentracji.
Gdy już miałem strzelać,zaa krzaków wyskoczył koń,razem z jakąś dziewczyną, El Ataman zaskoczony obrotem sytuacji, Zadębował.