Od Erica c.d Skyar

Szczerze powiedziawszy miałem już dość tych podchodów, obiecuję sobie jak tu siedzę, więcej nie dam się Ricki'emu wkręcić w takie bagno! Czekaliśmy dobre 20 minut, kiedy w końcu blaszak zjawił się na naszym terytorium. Po kilku próbach, wystrzeliłem pocisk namierzający i rozwaliłem tego potwora, lecz szybko zorientowałem się że mam uszkodzone lewe skrzydło.- Meidei, mamy problem! Skrzydło mi odpada!
- Ląduj!
- Nie mogę! Za bardzo mnie znosi! - starałem się nie walnąć w helikopter.
- To katapulta
- Też nie działa! - w tej chwili zacząłem panikować. - Sterowanie wysiada, co ja mam robić?!
No zajebiście, radio też padło! Zacząłem spadać.
- Nie wiem czy mnie słyszycie. - zacząłem. - Ja piernicze! Po co ja się dałem w to wciągnąć?! - widząc zbliżającą się ziemię po moim policzku spłynęła łza. - Kocham cię Sky! - prawdopodobnie były to moje ostatnie słowa, więc... nagle katapulta zadziałała, w ostatniej chwili, lecz nie spadochron, runąłem na ziemię a samolot wybuchł.
Skuliłem się chroniąc kark, tak jak mówili na szkoleniach. Wszystkie szczątki opadły już na ziemię, przewróciłem się na plecy i gapiłem w sufit. Czy żyję czy może umarłem?

Sky?