od jonathana c.d ashlynn

Usiadłem koło niej.
- Ładnie tu - skomentowałem.Nie widziałem tego miejsca wcześniej. Prawdę mówiąc zawsze wybieram się do parku. Nie lubię lasów. Kojarzą mi się z przeszłością.
Psy biegały blisko nas, ale co jakiś czas zerkałem gdzie są. Siedzieliśmy w ciszy, słuchając szumienia strumyka. Było ciepło, lekki wiaterek. Byłem ubrany w czarne rurki, i bluzkę z nadrukiem tego samego koloru.
-  Jak z tym gościem? - zapytałem patrząc na jeszcze trochę posiniałe oko.
- Nie widziałam go od tego czasu - odpowiedziała.
Wędrowaliśmy jeszcze po lesie, ponad pół dnia, świetnie się bawiąc. Potem jeszcze poszliśmy na kawę do małej kawiarni blisko naszego bloku.
 ***
Wieczorem przygotowywałem się na koncert, ubrałem się jak zwykle, w niewyszukane ciuchy.
Wychodząc na podwórze, rozglądałem się za moim Chevelle. W prawdzie był to stary model, ale kocham go nad życie. W ogóle kocham stare samochody. A do tego również miał niezłą moc.
 Na parkingu stała Ashlynn, oparta o jakiś samochód, pisała coś w telefonie. Lekko zdziwiony jej obecnością w takim miejscu o takiej porze (19.00), przyciskiem elektrycznym odblokowałem samochód z pewnej odległości. Ashly się lekko przestraszyła gdyż wcześniej mnie nie zauważyła.
Uśmiechnąłem się szarmancko i zapytałem udająć gentlemana:
- A co taka młoda dama robi tutaj sama?