OD JONATHANA C.D ASHLYNN

Patrzyłem na róg windy. Było dosyć niezręcznie, i cicho. Słychać było tylko oddechy zmęczonych psów. Ale coś było nie tak. Miałem wrażenie że ona mi nie ufa. (raczej nawet nie powinna) wydaje mi się że to był... lęk? A jej pies tym bardziej, chyba mnie nie polubił.
- Oh, come on! - zaśmiałem się. Dziewczyna, najwyraźniej rozumiejąc mój gest, trochę się rozluźniła. Wyszliśmy z windy. Kierując się do mojego mieszkania, zapytałem ile ma lat. Wyglądała bardzo młodo, a zarazem poważnie. Miałem mieszane uczucia. Odkluczyłem drzwi, Luth jak zwyklę wlazł mi pomiędzy nogi, aby być pierwszy. Cieszył się jak małe dziecko, ponieważ nigdy nie było tu więcej niż jednej osoby - mnie.
Zaparzyłem herbatę - oboje wybraliśmy ten sam rodzaj. Usiedliśmy na kanapie. Pies dziewczyny nie odstępywał jej na krok. Obserwowałem tą parę przez dłuższą chwilę. Widać było między nimi więź. W końcu zapytałem:
-W jakim celu przyjechałaś tutaj?