Od Savriel, c.d Szymon

Usiadłam na ławce w parku. Wiał ciepły wiatr, który co chwilę czochrał mi włosy. Popatrzyłam na leżący na moich kolanach telefon i delikatnie się uśmiechnęłam. Skoro nikt po mnie do tej pory nie zadzwonił, to najwyraźniej mam wolny dzień. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, wsłuchałam się w szelest liści. Mój spokój trwał tylko chwilę, usłyszałam ujadanie Angusa.
- Angus, chodź tutaj - krzyknęłam otwierając oczy, ale pies nie miał zamiaru się mnie posłuchać. 
Powoli wstałam z ławki i powlekłam się w kierunku, z którego dochodził odgłos szczekania i warczenia mojego psa. Popatrzyłam w miejsce, gdzie z tego co pamiętam płynęła rzeka i ruszyłam w tym kierunku. W wodzie stał Agnus i jeszcze jakiś inny, dość duży pies, ale ten drugi pokazywał tylko zęby. 
- William, no chodź, zostaw go w spokoju! - usłyszałam głos jakiegoś chłopaka, był to chyba jego pies, ponieważ dosyć szybko pobiegł w kierunku krzaków, a Angus za nim. 
Odruchowo pobiegłam w stronę miejsca, w którym teraz znalazł się mój pies. Na ziemi siedział wysoki blondyn i głaskał swojego psa, wyciągając w tym samym czasie rękę do Angusa. Wyszłam z cienia pokazując się chłopakowi.
- Przepraszam za niego - powiedziałam i chwyciłam Angusa za obrożę.

Szymon?