Od Savriel, c.d. Szymon

Ustawiliśmy się w jednej linii. Odwróciłam głowę w stronę chłopaka i lekko podniosłam kąciki ust. Nie powiem, dobrze mi się z nim rozmawia, zaczynam się bardziej przy nim otwierać, ale nie wiem co z tego będzie.
- Startujemy na trzy - powiedziałam.
- Trzy - krzyknął chłopak i pędem ruszył przed siebie, rozchyliłam usta i zamrugałam kilka razy.
Nie ruszyłam się nawet z miejsca, a Szymon był już na końcu drogi. Opamiętałam się i zaczęłam go gonić. Jechałam i jechałam, a chłopak oddalał się jeszcze bardziej. Po kilku minutach pościgu zabrakło mi sił, zatrzymałam się, nie miałam siły już dalej jechać. Z bardzo dużym skupieniem siadłam na krawężniku, byłam z siebie dumna, bo moja nadzieja na to że się nie wywrócę popłaciła. Dyszałam i dyszałam, aż w końcu usłyszałam nawoływanie chłopaka. Zobaczyłam go na zakręcie. Wstałam i powoli do niego podjechałam.
- Myślałem, że znowu się przewróciłaś i leżysz teraz gdzieś w rowie ze skręconą nogą - zaśmiał się.
- Nie mam kondycji więc cicho - szepnęłam, a na mojej twarzy zagościły rumieńce.

Szymon?
Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Wiem długo, bardzo :P