Od Maksa c.d Vanessy

- No to ja wam nie przeszkadzam... - uśmiechnąłem się i usiadłem na kanapie.
[...] Dziś w pracy mieliśmy istny bajzel. Każdy zespół z miasta - policja, straż pożarna, pogotowie a nawet my (Mieliśmy
szkolenia w zakresie ratowania życia) a także zespoły z pobliskich regionów zostały wezwane nad rzekę, było tam coś w
rodzaju plaży. Dość duża grupa nastolatków a nawet dorosłych osób wzięło dopalacze. A co za tym idzie? Wiadomo. Ganiałem
za jakimś chłopakiem który biegał z jakimś oszczepem czy czymś i dźgał każdego kto wszedł mu w drogę. W końcu udało mi
się go złapać, ratownicy podali mu coś uspokajającego i zabrali do namiotu, w którym mniej potrzebujący czekali na swoją
kolej do przewiezienia do szpitala. Pierw ci w stanie ciężkim i bardzo ciężkim.
- Maks, ktoś cię szuka. Byle szybko. - powiedział Góra, to on kierował nami.
Rozejrzałem się i zauważyłem Van. Skinąłem głową i podszedłem do niej.
- Co jest skarbie? - spytałem odchodząc z nią kawałek dalej.
- Przechodziłam obok i zobaczyłam... to... co się dzieje? - spytała lekko zaskoczona.
- Była jakaś impreza, dopalacze i o... - przejechałem dłonią po włosach. - Zostało niewielu, zaraz będziemy kończyć.
- Okej, to ja ugotuję coś. - uśmiechnęła się.
- Dobrze. - odwzajemniłem gest i pocałowałem ją na porzegnanie.
Wróciłem do domu dopiero po dwóch godzinach, po całym domu rozchodził się niesamowity zapach.
- Hej. - zawołałem ściągając w korytarzu buty.
Wszedłem do kuchni, Van stała przy kuchni. Podszedłem do niej i objąłem od tyłu, pocałowałem w policzek.
- Co tam pichcisz, że tak ładnie pachnie? - spytałem.

Van?