OD jonathana c.d Ashlynn

Luther domagał się spaceru. Piszczał, skomlał i plątał się pod nogami jak szczeniak. Nie miałem humoru przez zaistniałą wczoraj sytuację. Mimo że była niedziela, mieliśmy grać koncert wieczorem o 20:00 w barze u Pete'a. Na szczęście nie byłem jakąś tam gwiazdą, głównie na koncerty przychodziły dziewczyny, myślę że to przez to że zboczony Griffin zawsze rozbierał się przed widownią. Griffin jest perkusistą, a mimo to że siedzi najbardziej oddalony od "widowni" zdobywa największą uwagę. Ale ja również nie mogę powiedzieć że nie mam "powodzenia". Dużo dziewczyn krzyczy moje imię, czy nawet próbuje mnie upić po koncercie i "zaliczyć" mnie dla "lansu" i pochwalenia się przed przyjaciółmi. Dla mnie to chore. Lubię sobie wypić, ale z umiarem. Za to Griffin puszcza się na prawo i lewo. W sumie jego sprawa, bynajmniej do mnie się nie przyklejają aż tak bardzo.
Z przemyśleń wyrwał mnie Luth, szczekając i piszcząc. Stał przed drzwiami, najwyraźniej słysząc kogoś znajomego na klatce schodowej. Otworzyłem drzwi, a tam włąśnie szła Lynn.
- O cześć! - uśmiechnąłem się Dziewczyna odwróciła się i również odpowiedziała. Szybko się ubrałem i wyszedłem razem z nią na spacer.
-Jak tam?- zapytałem.
A dobrze - uśmiechneła się. Nie wiem, miała w sobie coś niezwykłego, ale też coś co mnie irytowało. Takie 2 w 1. Była śliczna, miała piękne włosy, i była miła. Ale to chyba tylko tyle. Czasami myślę że ona po prostu nie chce ze mną rozmawiać, albo że udaje że mnie lubi.
Jak spałaś? - zapytałem nagle.

Ashlynn?