Od Sophie do Jonathana

Wstałam rano i zaparzyłam sobie kakao. Usiadłam na sofie wygodnie i zapatrzona w widok wschodzącego słońca, głaskałam siedzących obok Oreo, Nyę i Kai'a popijając przy tym napój. Pierwszy dzień w mieście, co się wydarzy, kogo poznam, co zrobię ? To był pierwszy dzień więc wszystko miało dla mnie naprawdę ogromne znaczenie. Kakao miało dzisiaj naprawdę boski smak, tak jak dzień który niewiadomo jak się potoczy. Owiany mgiełką tajemnicy, pyszny ! Wypiłam całe. Nie było mowy o jakimkolwiek rozwaleniu się na sofie. Wyjaśnił mi to doszczętnie Severus krążący z gniewnym spojrzeniem przy moich butach.
- Tylko spróbuj - pogroziłam mu palcem i pobiegłam do sypialni się ubrać. Albo się ruszę z psami na spacer, albo Severus załatwi mi nowe buty. Raczej nie miałam teraz pieniędzy więc wolałam nie ryzykować. Szybko wskoczyłam w dźinsy i top, zapiełam psy na smycze i już po chwili całą siódemką staliśmy już na dworze. Suki ciągnęły w jedną, samce w drugą, Mija podkulała uszy, a Oreo kompletnie wariował na widok bawiących się piłką dzieci. Tupnęłam stanowczo nogą a dorosłe psy momentalnie się uspokoiły.
Szczeniaki.. uznajmy że prawie się im udało. Poprowadziłam psy do parku, gdzie spuściłam wszystkie oprócz szczeniąt ze smyczy. Jedyną osobą w parku oprócz mnie był rockowo ubrany mężczyzna szybkim krokiem przemierzający park ze swoim psem. Kai i Winnie oczywiście rzucili się w szalony pościg, robiąc przed tym mężczyzną niezłe zamieszanie.
- Niech pani ich weźmie - zawołał nieco poddenerowany facet odganiając Nyę i Severus'a od swojego psa. Westchnęłam głęboko. Już nigdy was nie spuszczę, diabły! Zawołałam psiaki do siebie, a za posłuszne przyjście dałam im po nagrodzie. Podeszłam do człowieka.
- Przepraszam za nich. To ich pierwszy raz tutaj, nie znają terenów, dostały głupawki, nie ich wina - uśmiechnęłam się promiennie chcąc załagodzić sytuację.
- Śpieszę się - burknął - Niech ich pani następny raz pilnuje.
Odwróciłam się na pięcię i odeszłam do swoich psów. Wzięłam ja na smycze i resztę spaceru trzymałam blisko siebie aby już więcej tak nie szalały. Były okolice 8:13 kiedy wróciłam do domu.
Odrazu dobiegł mnie dźwięk telefonu, którego przez zabieganie nie zabrałam ze sobą. Miałam siedem nieodebranych połączeń od szefa. Postanowiłam nieco poczekać ze śniadaniem i oddzwonić. Pan Jackson, mój szef to bardzo miły i wyrozumiały człowiek, nie był ani trochę zły. Wyjaśnił że na 9 mam się stawić w pracy, bo będę fotografem na sesji.
Ucieszyłam się. Pośpiesznie zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Wsiadłam w samochód i już po piętnastu minutach znalazłam się na miejscu.
- Dzień Dobry, panno Remville - zwrócił się do mnie jak zawsze uśmiechnięty pan Jackson, gdy weszłam do środka - Dzisiaj pracować będziesz z panem Rather'em, poznajcie się - powiedział a zza ściany wyszedł mężczyzna którego spotkałam rano.
- Z nim ? - wydukałam jakby oszołomiona .
- Tak, pan Jonathan Rather to z nim masz dzisiaj sesję - upewnił mnie szef.
Na mojej twarzy zagościł blady uśmiech. Byłam trochę speszona, ale kto by nie był?
- Sophie Remville - podałam mu rękę. Ten widząc błądzący wzrok pana Jacksona również podał mi swoją. Nastała niezręczna cisza.

Jonathan ?