Od Thomasa C.D Ashlynn

Wracałem właśnie do swojego mieszkania, gdy zauważyłem w oddali migające światła awaryjne. Pomyślałem, że kierowca potrzebuje pomocy mechanika, dlatego gdy podjechałem bliżej, zjechałem na pobocze i zanim wysiadłem z auta, zerknąłem na tylne siedzenia, chcąc upewnić się, że psy śpią. Spały, więc wysiadłem z samochodu, zakładając na siebie swoją skórzaną kurtkę.
Przy samochodzie stała dziewczyna, opierająca się na nim rękoma i patrząca w moją stronę. Uśmiechnąłem się do niej lekko, co niemalże od razu odwzajemniła.
- Cześć. Thomas jestem - zasalutowałem jej, śmiejąc się z siebie w głębi duszy. Czasem zastanawia mnie to, jak nisko mogę jeszcze upaść... Z roku na rok, zamiast się starzeć, mam wrażenie, że cofam się w rozwoju.
- Ashlynn, miło mi.
I... zapadła cisza. No, do cholery, dlaczego zawsze zapada cisza podczas mojej pierwszej rozmowy z nowo poznaną osobą?!
- Coś nie tak z autem? - spytałem, zwilżając wargi (jak zwykle zresztą, mój znak rozpoznawczy, heh) i wskazując ruchem głowy na Ferrari.
- Tak, chyba tak... Jadę sobie i jadę i nagle silnik mi gaśnie - Ashlynn wyrzuciła swoje ręce w bok, bo potem pozwolić im opaść wzdłuż jej szczupłego ciała.
Zastanowiłem się chwilę.
- Gdy silnik gaśnie, możliwe że miał za mało mocy do pokonania oporów ruchu lub po prostu zabrakło ci paliwa - podrapałem się w brew, zerkając kątem oka na dziewczynę. - Kiedy tankowałaś?

Ashlynn?