Powoli otworzyłem obolałe oczy, był już ranek. Lekko się poruszyłem, ból ogarnął moje ciało. Nagle usłyszałem syreny policyjne a już po chwili koło mnie zjawili się policjanci, jeden podniósł klapkę na oczy od kasku.
- Eric Rather? - spytał.
- Yhym. - mruknąłem z trudem.
Ten spojrzał na drugiego, on skinął głową i wyciągnął telefon.
- Zaraz zadzwonimy po pogotowie, pierw musimy poinformować o tym, że znaleźliśmy Pana. - powiedział spokojnie.
- Nie, nie chcę pogotowia. - powiedziałem od razu, jeszcze tego brakuje żeby jeszcze tu pogotowie ściągać.
- Powiedziała że jedzie, mamy poczekać. - powiedział nagle drugi.
Powoli usiadłem mimo próśb policjantów. Mniej obolałą ręką ściągnąłem kask, odłożyłem go obok. Aż bałem się wiedzieć, jak musi wyglądać moje twarz...
- Może jednak zadzwonimy? Nie wygląda Pan najlepiej... - stwierdził.
- Nie. - mruknąłem.
- Więc zapytam jeszcze raz, co się stało?
- Nic. - rzuciłem jedynie, wsadziłem dłoń we włosy i spuściłem lekko głowę, starając się uregulować bicie serca.
Niech nie myślą, że dowiedzą się co się stało, sam to załatwię.
Sky?