Od Shirley CD Ktoś

Udało się! Udało! Udało! Udało! Co się udało? Przyjeli mnie na studia, które zacznę po lecie! Na jakie sutudia? Na medycyne! Zawsze marzyłam, by się dostać na tą uczelnią i jak się właśnie udało, nie mogę powstrzymać wielkiego banana na twarzy. Już jako ośmiolatka marzyłam o zostaniu panią doktor. Na początku nie szło mi najlepiej z chemii i biologi, ale później jak się postarałam wyciągnęłam szóstkę z tych przedmiotów pod koniec klas licealnych, co równało się niemal, że cudem.
Do Berlina przyjechałam rok temu, wprost po moich osiemnastych urodzinach. Miałam dość mieszkania z rodzicami, którzy byli bogatymi snobami. Przypominali sobie, że mają córkę tylko wtedy, gdy im to odpowiadało. Wykorzystałam ich prezent, który pozwolili mi wybrać w ramach mojej osiemnastki. Zarzyczyłam sobie mieszkanie w Berlinie, jak tylko dali mi do niego klucze, wyjechałam z Ameryki do tego pięknego miasta. Z rodzicami nie rozmawiałam od czasu wyjazdu, ale mi to nie przeszkadzało. Dostawałam od nich trochę kasy co miesiąc, a tak to nic mnie z nimi nie łączyło.
Z mojej skromnej pracy w barze, w której swoją drogą ostatnio dostałam podwyższkę oraz ze sprzedaży zdjęć oraz dzięki tej drobnej pomocy rodziców ledwo wiąże koniec z końcem, ale ogólnie nie narzekam. Jedzenie mam, na czynsz mam, na ciuchy mam, na kota mam, więc jest dobrze.
Właśnie! Kot! Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i mimowolnie jęknęłam. Już prawie osiemnasta! Denny mnie znienawidzi, że go zostawiam na tak długo! Przyspieszyłam kroku.
Jedyną złą rzeczą podczas tego całego dnia, było to, że mój rower jest u mechanika i teraz muszę wracać do domu na piechotę. Miałam na nogach wysokie szpilki, które nie ułatwiały manewrowania po zatłoczonym chodniku. Dzisiaj było wyjątkowo ciepło, więc ubrałam jeszcze czarną spódnicę i białą koszulę, by jak najlepiej się prezentować podczas spotkania z dyrektorem uczelni.
-Uważaj jak chodzisz!- krzyknęłam na faceta, który właśnie mnie popchnął na skutek czego moje wszystkie kartki, zeszyty i inne papieru, które miałam w rękach wylądowały na ziemi. Mężczyzna wymruczał tylko niewyraźne przepraszam i zniknął za zakrętem.
Westchnęłam i ukucnęłam w celu zebrania moich rzeczy z chodnika. Za chwilę dołączyła do mnie inna para rąk, która pomogła mi podnieść moje papiery.

<Ktoś?>