Do Berlina przyjechałam rok temu, wprost po moich osiemnastych urodzinach. Miałam dość mieszkania z rodzicami, którzy byli bogatymi snobami. Przypominali sobie, że mają córkę tylko wtedy, gdy im to odpowiadało. Wykorzystałam ich prezent, który pozwolili mi wybrać w ramach mojej osiemnastki. Zarzyczyłam sobie mieszkanie w Berlinie, jak tylko dali mi do niego klucze, wyjechałam z Ameryki do tego pięknego miasta. Z rodzicami nie rozmawiałam od czasu wyjazdu, ale mi to nie przeszkadzało. Dostawałam od nich trochę kasy co miesiąc, a tak to nic mnie z nimi nie łączyło.
Z mojej skromnej pracy w barze, w której swoją drogą ostatnio dostałam podwyższkę oraz ze sprzedaży zdjęć oraz dzięki tej drobnej pomocy rodziców ledwo wiąże koniec z końcem, ale ogólnie nie narzekam. Jedzenie mam, na czynsz mam, na ciuchy mam, na kota mam, więc jest dobrze.
Właśnie! Kot! Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i mimowolnie jęknęłam. Już prawie osiemnasta! Denny mnie znienawidzi, że go zostawiam na tak długo! Przyspieszyłam kroku.
Jedyną złą rzeczą podczas tego całego dnia, było to, że mój rower jest u mechanika i teraz muszę wracać do domu na piechotę. Miałam na nogach wysokie szpilki, które nie ułatwiały manewrowania po zatłoczonym chodniku. Dzisiaj było wyjątkowo ciepło, więc ubrałam jeszcze czarną spódnicę i białą koszulę, by jak najlepiej się prezentować podczas spotkania z dyrektorem uczelni.
-Uważaj jak chodzisz!- krzyknęłam na faceta, który właśnie mnie popchnął na skutek czego moje wszystkie kartki, zeszyty i inne papieru, które miałam w rękach wylądowały na ziemi. Mężczyzna wymruczał tylko niewyraźne przepraszam i zniknął za zakrętem.
Westchnęłam i ukucnęłam w celu zebrania moich rzeczy z chodnika. Za chwilę dołączyła do mnie inna para rąk, która pomogła mi podnieść moje papiery.
<Ktoś?>