- Spokojnie. - pogłaskałem go uspokajająco, dopiero wtedy przestał szczekać. - To jest William, Will, to jest Agnes. - przedstawiłem ich sobie. - Rozgość się. - dodałem.
Wszedłem do kuchni, za pomocą automatu przygotowałem kawę i wróciłem do Agnes.
- Kurwa! - usłyszałem nagle. - Do mnie! - zawołał Robinson - szef. - Zostaliśmy sami, wszyscy niby są zajęci. - złapał się za głowę. - Więcej nie damy rady wyciągnąć... - powiedział przekrzykując wołającą o pomoc kobietę.
Wszyscy się rozeszli, z wyjątkiem mnie i kilku innych chłopaków. Jesteśmy tutaj po to, aby im pomóc, a nie się poddać. Podszedłem do jednego z przewróconych wagonów. Podciągnąłem się do góry po czym zajrzałem do środka włączając latarkę. Wtedy usłyszałem szloch a w kącie dziewczynę.
- Agnes...?
- S-Szymon? - usłyszałem nagle.
- Zaraz ci pomogę. - wślizgnąłem się do środka, znalazłem się tuż przy niej. Skierowałem wzrok na jej przytrzaśniętą rękę przez inny fotel. - Spokojnie, nie ruszaj nią... - powiedziałem spokojnie.
- Ja... słyszałam jak mówili że odpuszczają... - zaczęła.
- Wiem, spokojnie. - szepnąłem. Nie było tu nikogo oprócz niej. - Teraz postaram się trochę odsunąć fotel a ty wyciągniesz rękę, ok? - skinęła głową.
Zrobiliśmy tak jak mówiłem, na marne. Dopiero gdy użyłem całej siły, udało się. Odetchnąłem.
- Już dobrze... - powiedziałam cicho widząc, iż wciąż płacze.
Agnes?