Od Savriel, c.d Szymon

Usiadłam na schodach i wciągnęłam na nogi rolki. Spojrzałam na bawiącego się w ogrodzi Angusa i lekko uniosłam kąciki ust. Wstałam i pojechałam w kierunku drzwi.


Szymon stał oparty o słup i patrzył w niebieskie, bezchmurne niebo. Podjechałam w kierunku chłopaka i nie zatrzymując się chwyciłam jego rękę, pociągnęłam w kierunku ścieżki rowerowej. Nie było na niej nikogo, jedynym odgłosem jaki słyszeliśmy było cisze szumienie wiatru i pluski wody z potoczku, który znajdował się dosyć blisko nas. Spojrzałam na Szymona i tym razem już pewniej, szeroko się do niego uśmiechnęłam odsłaniając przy tym swoje zęby. Chłopak odwzajemnił mój gest i podjechał w moją stronę.
- Dobrze jeździsz?
- Chyba przeciętnie - powiedziałam z niezbyt zadowoloną miną.
- To witam w klubie - powiedział i zaśmiał się.
Jeździliśmy pół godziny. Jakoś wytrzymałam i nie przewróciłam się ani razu z czego oczywiście byłam bardzo zadowolona. Pech chciał, że kiedy zachciało mi się podjechać do krawędzi ścieżki, spadłam z jej krawędzi. Mimo iż wysokość między ścieżką, a drogą wynosiła nie więcej niż 15 centymetrów upadek dosyć mocno bolał. Szymon szybko do mnie podjechał i chwycił mnie za rękę podnosząc mnie z ziemi. Wstałam i nie zważając na nic zaczęłam masować sobie bolące miejsce, a był to mianowicie mój piękny tył... Pomimo tego, że ból dawał się troszkę we znaki zaczęłam się z siebie śmiać, a potem dołączył do mnie jeszcze chłopak.
- Właśnie ci uświadomiłam, jaka jest ze mnie kaleka - zachichotałam.

Szymon?